Do wakcji 2024 pozostało:

wtorek, 23 marca 2021

Okno na świat

Jak wielkim nieszczęściem jest przykucie do wózka osoby, która na co dzień była bardzo aktywna fizycznie? To wiedzą wszyscy których dotyczy ten problem. Minęło dziesięć miesięcy od fatalnego udaru jakiego doznała moja mama. Przez koronawirusa mieliśmy zdecydowanie utrudnione zadanie, by zorganizować rehabilitację mamie. Umieścić mamę na oddziale rehabilitacyjnym pomogła nam Ania (Ania do dobry anioł naszej rodziny). Niestety, obecnie już wiemy, że czas spędzony przez mamę na tym oddziale, był czasem straconym. W ocenie rehabilitanta który zajmował się mamą bezpośrednio po udarze, mama w listopadzie wróciła do domu uwsteczniona. Oznaczało to mnie więcej tyle, że po oddziale rehabilitacyjny mama mogła wykonać mniej czynności niż przed nim. Obecnie ja już straciłem nadzieję na poprawę stanu mamy, i chociaż wykonujemy z Krzysztofem zalecone przez rehabilitanta ćwiczenia, to jednak nie widzimy żadnej poprawy. W zasadzie można powiedzieć, że z etapu rehabilitacji przeszliśmy na etap pielęgnacji. I tak już chyba zostanie. 

Najsmutniejsze jest to, że mieszkając na czwartym piętrze, głównym oknem na świat jest jej okno balkonowe. Jak patrzę na moją mamę wyglądającą przez okno i cieszącą się z tego, że zobaczyła kogoś idącego chodnikiem to napływają mi łzy do oczu, a w gardle robi mi się wielka klucha.

Najgorsze w tej całej sytuacji jest to, że do udaru doszło z powodu zbagatelizowania przez mamę utrzymującego się jej przez tydzień wysokiego ciśnienia. Udało się nam odczytać pamięć ciśnieniomierz i mama, bezpośrednio przed udarem, miała ciśnienie na poziomie 110-200 mm Hg. Wystarczyło by wtedy zacząć brać leki. Mama powinna o tym wiedzieć. W końcu tyle lat była pielęgniarką. Ale teraz można gdybać.

niedziela, 14 marca 2021

Przygotowania do wiosny

Wczoraj postanowiliśmy przygotować naszą kosiarkę do wiosny. Zdjęliśmy łańcuchy i odpięliśmy pług. Choć śniegu w tym roku nie było za wiele, to jednak pług był dość intensywnie używany. Już sam fakt, że od domu do bramy wjazdowej mamy około 80 metrów powoduje, że jest co odśnieżać. Lemiesz dość mocno "oberwał" i w zasadzie na następny sezon będzie trzeba do wymienić. 


Złożyliśmy też przyczepkę. Teraz będzie można sprawnie wywozić trawę. W zasadzie zostało nam już tylko założenie kosiarki i sprzęt gotowy.






czwartek, 11 marca 2021

LP40 już u mnie !

Dzisiaj dotarła do mnie najnowsza płyta Lady Pank. Po pierwszym przesłuchaniu mam mieszane uczucia. Jutro premiera i płyta pojawi się w sprzedaży oraz wszystkich platformach streamingowych. Będziecie mogli więc posłuchać i ocenić samemu.

Choć do wakacji daleko i w zasadzie nie wiadomo czy wyjazd będzie możliwy, to przypomnę, że mamy już dokonane rezerwacje kwater, zarezerwowany prom, ustaloną trasę dojazdową oraz co zwiedzamy podczas podróży. Postanowiłem w tym roku jeszcze polepszyć nasze środki łączności. Przesiadamy się na cyfrówkę. Jestem pod ogromnym wrażeniem możliwości tych radiotelefonów. Zasadniczo jakbym się przesiadł z hulajnogi do samochodu.


sobota, 27 lutego 2021

Odszedł Jan Bednarek

Pragnę poinformować, że 26.02.2021 roku, na skutek długotrwale trwających powikłań poudarowych, w szpitalu Jana Bożego w Łodzi, zmarł mój tata Jan Bednarek. O dacie i miejscu pogrzebu poinformuję w kolejnym wpisie.



wtorek, 23 lutego 2021

Tagowanie zdjęć cd...

Wpisów mało, bo przez tą pandemię mało się dzieje. Cały czas pracuję w reżimie sanitarnym nałożonym przez pracodawcę - tydzień w miejscu pracy, tydzień zdalnie z domu. Niestety z moich obserwacji wynika, że sytuacja ta nie zmieni się zbyt szybko. Stan mamy nie uległ żadnej zmianie. Nie jest ani lepiej, ani gorzej. CI co dzwonią do mamy regularnie mają również kontakt ze mną i znają całą sytuację z pierwszej ręki, dlatego nie będę się tu o tym teraz rozpisywał.

Postanowiłem w wolniejszym czasie kontynuować tagowanie zdjęć. Sądzę, że mam już wykonane około 90% pracy. To naprawdę ogromne wyzwanie, ale i ułatwienie podczas wyszukiwania czegoś wśród blisko 100 000 fotografii. Szczęśliwie obecnie więcej zdjęć taguję niż robię. Dlatego prace posuwają się do przodu. Jak widzicie na załączonym zrzucie (kliknijcie w zdjęcie by je powiększyć), pozostały mi nawyki z poprzedniego aparatu i każdy kadry wykonuję dwa razy, na wypadek gdyby któryś był nie ostry. W ten sposób marnuję miejsce i bez sensu zużywam matrycę. Staram się walczyć z tym nawykiem, ale lata przyzwyczajeń na razie wygrywają.

środa, 20 stycznia 2021

Jestem ozdrowieńcem !!!

Szczęśliwym może być każdy kto przeszedł COVID-19 bezobjawowo lub w sposób lekki. Niestety u nas w domu nie wszyscy zaliczyli się do grupy 80% osób przechodzących tą chorobę bezobjawowo. Ale od początku. Najprawdopodobniej wszyscy zaraziliśmy się od teścia. On miał przed samymi świętami kontakt z osobą "pozytywną". Niestety informacja o tym fakcie dotarła do nas przed samym sylwestrem, gdy teść już był w fatalnej kondycji, a ja zaczynałem czuć się źle. Oczywiście w I święto wszyscy spotkaliśmy się u mnie na kolacji... Efekt końcowy jest taki, że teść trzeci tydzień leży w szpitalu pod tlenem. Pocieszające jest to, że wczoraj zmniejszono mu przepływ do 12 litrów, kazano zdejmować maseczkę i zacząć chodzić po pokoju. Teściowa (wynik testu RT-PCR - pozytywny) przechodzi COVID-19 w sposób łagodny. Po za wysypka na ciele w zasadzie nic jej nie dolega. Agata (wynik testu RT-PCR - negatywny, wynik testu IgG - ujemny). Tu jest zagadkowa sprawa. Bo jeśli COVID-19 jest faktycznie tak zaraźliwy, to jak mieszkając pod jednym dachem, można się nie zarazić? Jest jeszcze inne wytłumaczenie. Agata może być w oknie serologicznym i test RT-PCR już był negatywny, a IgG nic nie wykazało, bo jeszcze nie wytworzyła przeciwciał. Kuba z Maciejem - bez objawów. Jeżeli chodzi o mnie to test RT-PCR - negatywny, test IgG - dodatni, przeciwciała na poziomie 4,97. 


Agata będzie powtarzała test za dwa tygodnie to i ja z nią pojadę i sprawdzę, czy przeciwciała u mnie jeszcze rosną, czego się spodziewam. Ja miałem niestety objawy i to dość duże: ból głowy, temperatura (38,7°C), ogromne dreszcze, utrata samego smaku - powonienie mi zostało, problemy z oddychaniem - saturacja spadająca do 87%. Ale najgorsze w tym było ogromne zmęczenie. Wyobraźcie sobie, że zwykłe pójcie do toalety robi się dla was wyprawa w Himalaje. Po powrocie do łóżka przez kilkanaście minut walczycie o każdy oddech. Tak krytyczne miłem na szczęście tylko 3 dni. Później było już lepiej. Obecnie mam dwa objawy: okresowo intensywny kaszel, oraz walkę o oddech po każdym, nawet najmniejszym wysiłku. Mam nadzieję, że te dolegliwości też miną i to jak najszybciej.

czwartek, 7 stycznia 2021

Małe wyjaśnienie

Od ubiegłorocznych wakacji, docierały to nas pytania osób odwiedzających tą stronę, czemu na zdjęciach z naszego wypoczynku w 2020 roku nie ma nas. Sądzę, że należy zamieścić kilka słów wyjaśnienia na ten temat. Otóż, jak to powiedział kiedyś mistrz Stanisław Lem: „Nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie zajrzałem do internetu”. Okazuje się, że ludzie są zawistni o wszystko. O to, że ktoś kupił w miarę nowy samochód, że spędza wakacje za granicą, że remontuje dom, itp. Można to podsumować tak: jeżeli masz lepiej niż ja to będę cię hejtować. Jeśli dołączymy do tego jałowe dyskusje i krytykowanie, że ktoś chce coś osiągnąć i dorabia do pensji lub emerytury, to zaczyna się wyłaniać prawdziwy obraz zawiści ludzkiej. Niestety najczęściej występującej w dość bliskim otoczeniu. Dlatego właśnie w czerwcu ubiegłego roku podjęliśmy decyzję o założeniu blokady informacyjnej na najbardziej newralgiczne informacje dotyczące naszych rodzin. Nie muszę chyba wyjaśniać czemu piszę w liczbie mnogiej. Podjęliśmy również decyzję o utworzeniu niepublicznej grupy tylko i wyłącznie dla najbliższej rodziny i tam zamieszczane są "ekskluzywne" materiały dotyczące naszych życiowych perypetii. Przepraszam z tego miejsca wszystkie normalne osoby które nie należą do naszej rodziny, ale nie ma możliwości żebyście mogli śledzić tą grupę. Takie zrobiliśmy ustalenia i ich się trzymamy. Tylko NAJBLIŻSZA rodzina. I tak już pozostanie. Nie chcę blokować ponownie strony, żeby dostęp do niej był tylko na hasło, bo nie o to chodzi w tym wszystkim.

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Sardynia coraz bliżej :)

Po raz kolejny Tomek pokazał, że w znajdywaniu hoteli jest bezkonkurencyjny. Ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że szukałem noclegu w Niemczech, a on we Włoszech. Najważniejsze jednak, że się udało. Po drodze, przed promem, mamy zaplanowane zwiedzanie muzeum Ferrari. Zakładamy oczywiście, że otworzą je do tego czasu, bo obecnie ze względu na panującą pandemię jest czasowo zamknięte. Zresztą zakładamy, że cały wyjazd dojdzie do skutku, choć to na razie jest "palcem po wodzie pisane". W każdym razie trasa wygląda tak jak poniżej.


Zacząłem też gromadzić dane na temat, przepisów obowiązujących w Niemczech i we Włoszech. Przepisy z Austrii już znamy, ale z pewnością sprawdzimy, czy coś nie uległo zmianie od zeszłego roku.





poniedziałek, 14 grudnia 2020

Podziękowania

Nieźle, dwa miesiące bez wpisu na stronie... Obecnie nie dysponuję nadmiarem wolnego czasu. Dlatego wpisy pojawiają się rzadziej. Opieka nad mamą, praca i obowiązki domowe w zasadzie szczelnie wypełniają czas dnia. Kilka słów o stanie mamy. Mama ma sparaliżowaną prawą stronę ciała. Poddawana jest rehabilitacji. Efekty niestety są mizerne. Dodatkowo mama ma afazję. Niestety w czasie COVID-19  nie sposób zorganizować pomoc logopedy. Rehabilitacja zresztą też została załatwiona po znajomości. Chciałbym tutaj bardzo gorąco podziękować pani Beni oraz pani Basi za pomoc. To dwie koleżanki mamy, które pracowały z nią w przychodni rejonowej. Bez ich zaangażowania nie udało by się zorganizować jednej z serii rehabilitacji. Oczywiście dziękuję również dobrym aniołom Ani i Ewie. Bez Ani nie było by niczego, a bez Ewy mama nie wykonywałaby żadnych czynności przy sobie. Nawet tych najprostszych. Ewa, mama jeszcze cię polubi :). Ania, a ty już na stałe jesteś członkiem naszej rodziny i o której godzinie byś nie zadzwoniła, to zawsze służę pomocą.

środa, 14 października 2020

Przegrana walka :(

12 października, godzina 14:00. Wychodzę z pracy. Przed głównym wejściem budynku Wydziału Chemicznego Politechniki Łódzkiej rozpoczyna się dramat. Wtedy jeszcze nie wiem, że będzie miał tragiczne zakończenie. Ale po kolei.

Wychodzę i widzę, że dwoje studentów układa mężczyznę w pozycji bocznej ustalonej tzw. bezpiecznej. Odruchowo zakładam rękawiczki jednorazowe. Odkąd zacząłem się szkolić z ratownictwa, nie rozstaję się z takim mini zestawem pierwszej pomocy. Pytam zgromadzonych ludzi czy ktoś dzwoni na pogotowie i czy ktoś widział co się stało. Z opisu studentów wynika, że mężczyzna wypakowywał jakiś ładunek z auta. Dwa pudełka średniej wielkości stały na ziemi. Podobno podnosił trzecie, ale je odstawił i upadł na ziemię. Przy okazji rozbił sobie głowę. Krwawienie jednak nie było zbyt obfite. Słyszę rozmowę z dyspozytorem pogotowia. Pytam, czy sprawdzano mu oddech. Nikt jeszcze nie zdążył. Zdejmuję maseczkę i przykładam polik do nosa poszkodowanego. Nie czuję oddechu. Sprawdzam tętno. Brak. Dostaję gęsiej skóry i krzyczę o osoby rozmawiającej z pogotowiem, że mężczyzna nie oddycha i nie ma pulsu. Przekładamy go na plecy i zaczynamy walkę o jego życie. Wiecie jakie to uczucie, jak wiecie, że od was zależy życie poszkodowanego oraz dalsze losy jego rodziny?

Wpadłem w trans. Zaczynam resuscytację. Nie widzę nic koło siebie. Mózg wykonuje milion operacji. Przypominają mi się w ułamku sekundy wszystkie szkolenia. Słyszę telefon głośnomówiący, gdzie dyspozytor pogotowi informuje mnie co mam robić. Rzucam przez zaciśnięte zęby, że jestem przeszkolonym ratownikiem i dam radę. Dalej ponownie wyłączają mi się zmysły. Nie mam worka rozprężnego, więc ze względu na COVID- 9, kierując się swoim bezpieczeństwem, podejmuję decyzję, że nie będę robił wentylacji (sztucznego oddychania) poszkodowanego. Pompuje. Seria 30 uciśnięć, dwie sekundy, przerwy i kolejna seria. Pompuję. Wołam defibrylator. Ktoś przynosi. Przecinamy błyskawicznie ubranie i naklejamy elektrody. Defibrylator wydaje komendy. Ale nie strzela nieprzytomnego, defibrylacja niezalecana. Dla niektórych to dobry znak. Ja wiem niestety, co on oznacza przy osobie która się zatrzymała... Po kilku minutach zaczynam sobie zdawać sprawę, że opadam z sił. Krzyczę do gapiów, żeby ktoś się przygotował, bo za chwilę będę sam potrzebował pomocy z powodu wycieńczenia. I tutaj pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że od razu stało za mną kilka osób z założonymi rękawiczkami, gotowych do pomocy! Szacun wielki dla nich. Oni wiedzieli, co mają robić bez tłumaczenia! Jeszcze przed zmianą, krzyczę do jednej z osób, żeby ściągnął mojego współpracownika Adama. Wiem, że ma on jakieś doświadczenie w pierwszej pomocy, bo kiedyś o tym rozmawialiśmy. Nie wiem, kiedy przyszedł Adam, bo dopiero po tym jak zostałem zmieniony i doszedłem do siebie zauważyłem, że właśnie Adam już pompuje nieprzytomnego. Przyjechała też ochrona. W sumie złożył się zespół czterech osób które doskonale wiedziały co mają robić i działały. Kolejna moja zmiana. Pompuję, słyszę syreny. Minęło może pięć może dziesięć minut. Wiem, że ratownicy pojawili się dość szybko. Przyjechała karetka podstawowa, tzn. bez lekarza. Wysiadają ratownicy.

Cały czas nieprzerwanie trwa nasza akcja resuscytacyjna. Ratownicy podłączają profesjonalny defibrylator. Posiada on wbudowany kardiomonitor z którego można sporo wyczytać. Mają też worek rozprężny ambu i można wreszcie zacząć wentylację. Defibrylator ratowników wykrywa migotanie przedsionków i zarządza wyładowanie. Niestety jedno jedyne jak się później okaże. Na monitorze dwie proste linie. Pisk pomaga utrzymać odpowiednie tempo pompowania. Jeden z przybyłych ratowników wzywa karetkę specjalistyczną. Ta przyjeżdża gdzieś po kolejnych piętnastu minutach. My cały czas pompujemy, jeden ratownik wentyluje, a drugi podaje leki (na pewno adrenalinę, nie wiem co jeszcze, bo cały czas myślę, że muszę tego człowieka uratować dla jego rodziny). Podczas każdej mojej zmiany w pompowaniu, staram się zakląć monitor, żeby cokolwiek pojawiło się na wskaźnikach, ale linie pozostają proste. Widzę zegar odliczający czas, odkąd ratownicy podłączyli się do poszkodowanego. Minuty choć wolno to upływają nieubłaganie. Lekarz z karetki specjalistycznej wykonuje intubację. Nic to nie daje. Widzę na ekranie, że minęło już 36 minut. Wiem co to oznacza. Staram się opanować, ale emocje zaczynają być zbyt silne. 37 minuta moja zmiana. Pompuję jak oszalały, minęło zmęczenie. Lekarz mówi do mnie, żebym przy 39 minutach zatrzymał się. Mija 39 minuta. Lekarz przykłada stetoskop do poszkodowanego i mówi do nas, że kończymy. Mamy zgon. Łzy chlustają mi z oczu. Pierwszy raz ktoś mi zszedł. Przegrałem.

Do domu mogłem pojechać dopiero po dobrych 40 minutach, jak trochę zeszły ze mnie emocje. W domu cały wieczór wykonywałem analizy, czy przypadkiem nie można było zrobić czegoś szybciej, czegoś lepiej. Te pytanie pozostaną bez odpowiedzi. Niestety nieraz z naturą nie możemy wygrać.

wtorek, 1 września 2020

25 lat pracy zawodowej

Nie wiem czy się cieszyć czy nie z takiego jubileuszu. Do emerytury daleko, a młodym już człowiek nie jest... Nie mniej, to miłe ze strony Politechniki Łódzkiej. No i oczywiście w tej firmie takie gratulacje, wiążą się z konkretnymi gratyfikacjami finansowymi. Piszę o tym, bo znam firmy, które na jubileusz dają bezwartościowe monety...





poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Chorwacja 2020 - dzień dziewiąty i dziesiąty

Raport zdrowotny: wszyscy bez objawów.

Dzisiaj będzie ostatni wpis z wyjazdu. Jutro (czyli we wtorek) ruszamy w drogę powrotną. Szkoda, że tak szybko wakacje przechodzą do historii, a na następne trzeba czekać cały rok.


niedziela, 23 sierpnia 2020

Chorwacja 2020 - dzień ósmy

Raport zdrowotny - wszyscy bez objawów.

Popłynęliśmy na Blue Lagoon. Bardzo urokliwe miejsce. Tyle, że po środku niczego. Z pewnością nie dało by się tam wysiedzieć całego urlopu, bo po za przepięknym widokiem i jedną knajpą, ta nie ma dosłownie nic.




sobota, 22 sierpnia 2020

Chorwacja 2020 - dzień siódmy

Raport zdrowotny: wszyscy bez objawów.

Wczoraj zwiedzaliśmy Trogir i Primosten. Piękne miejscowości. Szczególnie Trogir wieczorem.





piątek, 21 sierpnia 2020

Chorwacja 2020 - dzień szósty

Raport zdrowotny: nikt nie ma żadnych objawów.

Dzisiaj był dzień odpoczynku i dojścia do siebie po imprezie z dnia piątego. Zdjęć więc nie ma za dużo.


Flagi poniżej rysował chłopiec, na oko miał 6-7 lat. Wszystkie rysował z głowy. Zagadany przez nas zapytał sąd jesteśmy i pokazał nam, że już tam jest flaga Polski. Wielki szacun dla małego artysty.


czwartek, 20 sierpnia 2020

Chorwacja 2020 - dzień piąty

 Raport zdrowotny: nikt nie wykazuje objawów, wszyscy czują się dobrze.

Dzisiaj odpoczywamy. Rano plaża, później pyszny obiadek w wykonaniu Pauliny, następnie popołudniowe pływanie i wieczorny grill. Szkoda, że to już półmetek.




środa, 19 sierpnia 2020

Chorwacja 2020 - dzień czwarty

Raport zdrowotny: nikt nie wykazuje żadnych objawów.

Zwiedzaliśmy Szybenik (Šibenik). Piękna miejscowość. Niestety nie zobaczyliśmy wszystkiego. Ze względu na panującą burzę, niektóre obiekty znajdujące się na wzgórzach były zamknięte dla zwiedzających. 



Więcej zdjęć i filmów znajdziecie na grupie.

wtorek, 18 sierpnia 2020

Chorwacja 2020 - dzień trzeci

Na początek raport zdrowotny: nikt nie ma żadnych objawów koronawirusa. Zasadniczo nie mamy tu polskiej telewizji i wszystkie informacje jakie posiadamy pochodzą z for internetowych. Wiemy, że tvn24 wywołał w Polsce jakąś panikę związaną z ilością zachorowań na COVID19 w Chorwacji. Ponoć ogniska zachorowań są w Splicie i Zadarze. Ilościowo Chorwaci wykryli 200 przypadków w ciągu dnia, ale w przeliczeniu na ilość mieszkańców to daje dość duży współczynnik zachorowalności. W każdym razie jesteśmy ostrożni, plaże są nie zatłoczone, w sklepach nosimy maseczki no i codziennie się wieczorami dezynfekujemy wewnętrznie.

Co do samego trzeciego dnia pobytu w Chorwacji, to była plaża, popołudniowe zakupy, wieczorny grill, nocny spacer połączony z pływaniem. Dzisiaj wybieramy się do Trogiru i Mariny.






niedziela, 16 sierpnia 2020

Chorwacja 2020 - dzień drugi

Dzisiaj było błogie lenistwo na plaży. Ja natomiast miałem bliskie spotkania z jeżowcami. Okazuje się, że ich kolce mogą przebić buta i wbić się w nogę. Usunięcie kolca (a miałem w stopie 3) to nie lada wyczyn, bo kolce się cały czas kruszą. Ale chyba się udało. Jeśli chodzi o koronawirusa, to nikt z nas nie ma żadnych niepokojących objawów. Plaże są pustawe, w lokalach gastronomicznych pustki. Dzisiaj jedliśmy obiad w ogromnym lokalu w który było tylko 13 klientów, z czego 8 osób to my. 





Chorwacja 2020 - dzień pierwszy

Lekko zmęczyła nas trasa. Do Vinišće dotarliśmy dopiero po 18 godzinach. Półtorej godziny staliśmy na przejściu w Słowenii i około godziny w Chorwacji. Nie wiem co generuje takie kolejki, bo nasza odprawa, w pierwszym przypadku, odbyła się bez zatrzymywania u celników, a w drugim przypadku trwała ok dwóch minut, bo celnik zeskanował jeden z czterech paszportów.

Podczas wieczorno-nocnej imprezy, uczyłem się robić zdjęcia w nocy. Aparat z pełną klatką daje takie możliwości. Ustawiłem trochę za długi czas naświetlania i zdjęcia wyszły prawie jak robione za dnia.


Przypominam, że na grupie znajdziecie ekskluzywne materiały: zdjęcia prywatne, filmy, transmisje na żywo oraz wiele innych.

czwartek, 13 sierpnia 2020

Jutro startujemy

W zasadzie jesteśmy przygotowani do wyjazdu w 100%. Zostały do dogrania jakieś pierdoły. Auta są sprawdzone pod względem technicznym i przygotowane do drogi. Wczoraj opłaciłem dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne obejmujące swoim zakresem COVID-19 oraz transport do Polski. Lepiej dmuchać na zimne.

Planujemy ruszyć w godzinach wieczornych. Normalnie przejechanie całej trasy zajmuje około 15-16 godzin (w tym dwa dość długie postoje na odpoczynek), lecz ze względu na wzmożone kontrole na granicy Słoweńsko-Chorwackiej, czas ten z pewnością ulegnie wydłużeniu. Na forach niektórzy pisali, że stali na granicy nawet 8 godzin. Jesteśmy przygotowani na taką ewentualność, mamy dużo wody do picia, mamy jedzenie, sprawne klimatyzacje i jedynie trzeba pamiętać, żeby mieć pełny bak oraz dobry humor. 

Przypominam, że w tym roku dodatkowe obszerne fotorelacje, video "na żywo"  i ekskluzywne materiały (np. nasza lokalizacja podczas trasy!) z pobytu w Chorwacji będą zamieszczane w dobrze już wam znanej, zamkniętej grupie.

No to po chorwacku: Vidimo se tamo ! Hvala vam !


niedziela, 2 sierpnia 2020

Korki na granicy Chorwackiej

W tym roku nocleg na trasie dojazdowej do Chorwacji zaplanowaliśmy na przejściu granicznym Słowenia-Chorwacja. Czas oczekiwania na wjazd wynosi do 8 godzin, więc spokojnie można się zdrzemnąć :). Oczywiście napisałem to ironicznie. A tak na poważnie, to nawet nasza ambasada w Zagrzebiu informuje, żeby zabrać dużo wody pitnej do auta, bo jest znacznie wydłużony czas stania na granicy. Duża część osób nadal nie wypełniają zgłoszeń wjazdu do Chorwacji przez internet, tylko robią to na granicy. I sądzę, to to jest głównym powodem korków. Ogólnie tegoroczny wyjazd będzie inny niż dotychczasowe. Pierwotnie mieliśmy zarezerwowany nocleg koło Brna, ale z powodu pandemii odwołano nam rezerwację. I w ten sposób musimy trasę pokonać na raz. 
Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że startujemy w piątek. Tomasz tego dnia pracuje do 17:00, a o 19:00 planujemy ruszyć w drogę. Będzie to ogromne wyzwanie dla Tomka, bo po 10 godzinach pracy jechać 1400 km to nie lada wyczyn. Oczywiście, dziewczyny mają się zmieniać z nami za kierownicą, ale każdy kierowca, który próbował spać w aucie prowadzonym przez kogoś innego, wie jakie to jest spanie. Ja np. nie mogę nawet zmrużyć oka, bo cały czas kontroluję sytuację na drodze. To jest silniejsze ode mnie. Przejechanie tych 1400 km, razem z postojami na odpoczynek, zajmowało nam z zasady 16 godzin. Jak doliczymy do tego kolejne 8 godzin stania na granicy to robi nam się pełna doba. Lekko nie będzie. Ale i tak już czekamy na ten wyjazd.